Free Your Mind Free Your Mind
8296
BLOG

Krótka historia pewnego "wypadku"

Free Your Mind Free Your Mind Polityka Obserwuj notkę 99

 


 

 
Zacznijmy od pewnego (niezbędnego dla naszych rozważań) eksperymentu myślowego – przyjmijmy założenie, iż w jakimś kraju, nazwijmy go skrótowo R, doszło do lotniczego wypadku z udziałem najwyższej państwowej delegacji, członków sztabu generalnego oraz wielu znamienitych urzędników państwa P, poniekąd sąsiadującego z państwem R. Co w takiej sytuacji władze państwa P bezzwłocznie (mam na myśli pierwsze minuty i godziny) robią?
 
1) Wysyłają natychmiastową pomoc na miejsce wypadku,
2) wysyłają medyków sądowych,
3) wysyłają wojsko i żandarmerię wojskową (lub inne służby mundurowe) do zabezpieczenia miejsca wypadku,
4) wysyłają specsłużby w celu dodatkowego oglądu sytuacji,
5) wysyłają prokuratorów i techników kryminalistyki (m.in. w celu sporządzenia na miejscu dokładnej dokumentacji zdarzenia),
6) wysyłają przedstawicieli mediów,
7) wysyłają ministrów i szefa rządu, by dokonali oględzin sytuacji oraz wydali na miejscu dodatkowe dyspozycje oraz by spotkali się z władzami kraju R,
8) powołują równocześnie z powyższymi czynnościami sztab kryzysowy,
9) organizują konferencję prasową przedstawiając krytyczną sytuację i dokonując jej wstępnej oceny,
10) informują sojuszników o zdarzeniu i konsultują z sojusznikami dalsze działania, 11) proszą instytucje międzynarodowe o pomoc (logistyczną, specjalistyczną itp.), 12) wszczynają własne śledztwo w sprawie przyczyn wypadku,
13) dokonują kompleksowej kontroli w tych wszystkich instytucjach, które odpowiadały za przelot delegacji (z tymczasowymi zatrzymaniami osób odpowiedzialnych za bezpieczeństwo delegacji),
14) obszernie i dokładnie informują obywateli o tym, co się dzieje na miejscu zdarzenia (po przybyciu wyspecjalizowanych ekip),
15) domagają się pełnej informacji o przebiegu zdarzenia oraz o pracy instytucji związanych z przyjęciem delegacji w państwie R – od władz państwa R,
16) zabezpieczają miejsce wypadku, nie dopuszczając do jakichkolwiek zmian w rozkładzie szczątków,
17) dokonują precyzyjnych oględzin i sporządzają precyzyjną, wszechstronną dokumentację,
18) szczególnie dokumentują wygląd i stan ciał ofiar wypadku,
19) dokonują wielokrotnego oblotu nad miejscem wypadku, sporządzając dodatkową filmową i zdjęciową dokumentację,
20) przystępują do wydobycia ciał ofiar oraz ich przetransportowania na badania medyczno-sądowe w kraju P,
21) ogradzają teren i przystępują do specjalistycznych badań na miejscu wypadku.

 
W przypadku 10 Kwietnia 2010 żaden z tych punktów nie został w pierwszych minutach ani godzinach od ogłoszenia „wypadku” przez polskie władze zrealizowany. Poczynając od pierwszych dwóch punktów (http://freeyourmind.salon24.pl/314848,ewakuacja), (http://freeyourmind.salon24.pl/292769,natychmiast-wszczac-sledztwo), poprzez wszystkie następne. ŻADEN, podkreślam. Spróbujmy sobie teraz odpowiedzieć, dlaczego.

 
Próba (1) wyjaśnienia: Ruskie władze to idioci, polskie władze to barany. Jest to wyjaśnienie tłumaczące wiele, mimo to jednak w każdym państwie istnieją stosowne procedury, które należy realizować (zwłaszcza w takich sytuacjach jak wypadki z dużą ilością osób). Nie we wszystkich instytucjach ponadto pracują idioci lub barany (gdyby bowiem tak było, instytucje te byłyby zupełnie dysfunkcjonalne), w związku z tym nierealizowanie określonych punktów świadczyć może wyłącznie o jednym: o celowym zaniechaniu, o celowym wstrzymywaniu takich a nie innych działań. Nie wysłano natychmiastowej pomocy, nie wysłano bezzwłocznie specjalistów medycyny sądowej, prokuratorów, kryminalistyków etc., nie zabezpieczono miejsca, nie sporządzono odpowiedniej dokumentacji, nie urządzono konferencji prasowej, nie zwrócono się o pomoc do sojuszników itd. NIE zrobiono tego – jest więc takie działanie zupełnie celowe, świadome i jak najbardziej przemyślane. Niewdrażanie bowiem określonych procedur wymaga podjęcia decyzji wstrzymującej uruchamianie tychże procedur w określonych instytucjach, służbach i środowiskach. Jeśli zdarzy się kolizja na szosie, a po informacji o tym pogotowie nie wysyła ambulansu, to znaczy, że ktoś podjął decyzję o nieudzielaniu pomocy poszkodowanym.

 
Próba (2) wyjaśnienia akapitu powyżej: nie było to celowe zaniechanie, tylko trzeba się liczyć z tym, że ruskie władze to idioci, a polskie władze to barany. Jest to znowu wyjaśnienie (na wyższym piętrze) wiele tłumaczące, jednakże 1) były już sytuacje, w których wysyłano za granicę pomoc organizowaną przez polskie służby wojskowe i cywilne, 2) nie można być idiotą/baranem, by wydać specjalistyczne dyspozycje blokujące te procedury, które w sytuacjach wypadkowych stosowane są „automatycznie” (jest informacja o wypadku – natychmiast organizowana jest pomoc i zabezpieczenie miejsca) i 3) do zablokowania specjalistycznych procedur trzeba 3.1 wiedzieć, jakie procedury należy zablokować, 3.2 wiedzieć, jak je zablokować, 3.3 wiedzieć, w którym momencie je zablokować, by nie ruszyła praca danej służby/instytucji, 3.4 mieć powód do zastosowania takiej blokady.

 
Skoro zatem te powyższe próby wyjaśnienia generalnego niezrealizowania przez polskie władze tych wymienionych na początku przeze mnie 21 punktów (w pierwszych godzinach „po wypadku lotniczym na smoleńskim lotnisku Siewiernyj”) zawiodły, to możemy chyba postawić tezę, że uznanie, iż ruskie władze to idioci, a polskie władze to barany, za niewystarczające i zapewne błędne. Podejdźmy do sprawy wypadku od innej zupełnie strony.

 
Próba (3) wyjaśnienia: zaszedł wypadek taki, że pomoc właściwie nie była już potrzebna. Jakkolwiek absurdalnie by to wyjaśnienie nie brzmiało, takie poniekąd słyszeliśmy „uzasadnienia” pewnych WSTRZYMYWANYCH działań. Przykładowo: ruscy milicjanci nie wzywali karetek, bo „nie było kogo ratować” lub też „nikt nie miał prawa przeżyć”. Natomiast polscy dyplomaci (czy to obecni wśród oczekujących na lotnisku, czy to przybyli potem) nie wzywali pomocy z kraju, bo także „nie było kogo ratować” lub też „nikt nie miał prawa przeżyć”.

 
W tym kontekście można sobie postawić pytanie: czy gdyby gdziekolwiek na świecie doszło do podobnego wypadku, to pierwszą myślą osób dowiadujących się o nim i zmierzających na miejsce wypadku, byłoby: „NIE należy wysyłać pomocy”? Nawet, jak się rozbija samolot w górach lub spada do oceanu, a więc szanse na przetrwanie kogokolwiek z pasażerów są znikome, to pierwsze, co się robi, to się  wysyła ekipy poszukiwawczo-ratownicze, a nie NIE wysyła.

 
Przy osobach tej rangi jak uczestnicy prezydenckiej delegacji zmierzającej 10 Kwietnia do Katynia, pomoc, o jakiej mówimy,  musiała być wysłana na wieść o wypadku. Nie wracając znowu do wyjaśnienia a la: ruskie władze to idioci, a polskie władze to barany – znowu uzyskujemy wniosek o postaci: ktoś realizację stosownych poszukiwawczo-ratowniczych procedur musiał wstrzymać.  Nie ma innego wyjaśnienia. Jeśliby ktoś chciał naprędce sklecić „alibi” dla rządu Tuska takie, że ci ludzie po prostu wpadli w panikę – to taki pseudoargument można zbić w następujący sposób: jeśli gabinet ciemniaków „wpadłby w panikę” i intelektualno-decyzyjny stupor, to należałoby się zwrócić o natychmiastową pomoc instytucji międzynarodowych (natowskich i unijnych) wprawionych w akcjach humanitarnych na o wiele większą nawet skalę niż sytuacja po lotniczym wypadku z udziałem ok. 100 osób. Tego też nie uczyniono, przeciwnie, zdecydowano o niezwracaniu się o pomoc Zachodu, więc panika nie mogła być aż tak „paraliżująca” ruchy.

 
Próba (4) wyjaśnienia. Załóżmy, że (zgodnie z próbą wyjaśnienia 3) ów wypadek miał taki przebieg, że w ciągu ułamków sekund 96 osób zginęło i żadnej pomocy już nie dałoby się udzielić, nawet gdyby przybyła na czas. Załóżmy, że wiemy na 100%, iż „nikt nie przeżył” (abstrahujemy więc od tego, kto mógłby taki miarodajny werdykt w tak skomplikowanej sytuacji wydać – ale na pewno nie ruski milicjant). Czy pozostałe punkty z tych 21 na początku wymienionych tracą cokolwiek na konieczności ich wykonania? Czy przestają być aktualne? Wprost przeciwnie, ponieważ tym pilniejsze wydaje się wysłanie całej masy specjalistów, do zabezpieczenia miejsca oraz niezwykle dokładnego zbadania wszystkich okoliczności takiej niesamowitej tragedii. Ostatnimi rzeczami, które należałoby zrobić, to byłoby pozostawienie sytuacji na łasce i niełasce ruskich władz, niezabezpieczanie miejsca, niewysłanie specjalistów, niedopilnowanie tego, co się dzieje z ciałami, ze szczątkami itd. A przecież tak się właśnie stało 10 Kwietnia: powtarzam, żaden z 21 punktów, nawet w sytuacji „katastrofy, której nikt nie przeżył”, nie został zrealizowany. Nie wracając więc już do „wyjaśnienia” typu  idioci-barany, mamy kolejny wyrazisty dowód WSTRZYMANIA całego szeregu (działających z automatu w sytuacjach krytycznych) procedur.

 
Spróbujmy zatem podejść do sprawy od jeszcze innej strony. Na zdrowy bowiem rozum można sobie zadać teraz takie pytanie: no to  dlaczego do diabła, skoro to był lotniczy wypadek z udziałem blisko stuosobowej delegacji tak wysokiego szczebla, nie doszło do wdrożenia tak wielu niezbędnych procedur? Dlaczego zostały one wstrzymane, mimo grozy i powagi sytuacji? Dlaczego dopuszczono do tego, by  nie dokonano obowiązkowych w takich właśnie okolicznościach, czynności? Dlaczego natychmiast nie wysłano kompleksowej pomocy i przeróżnych specjalistów, nie zabezpieczono miejsca i nie sporządzono wszechstronnej, stosownej dokumentacji? Dlaczego  nie doprowadzono nawet do tego, by Ruscy nie ruszali nic na „miejscu wypadku”, a już szczególnie ciał ofiar oraz sprzętu znajdującego się w samolocie, takiego jak rejestratory parametrów oraz rozmów w kokpicie?

 
Pomijamy „wyjaśnienie”:  idioci-barany i szukamy innego. Próba (5) wyjaśnienia i zarazem odpowiedzi na powyższe pytania:  na smoleńskim Siewiernym doszło do zamachu, a nie do wypadku. Obie strony, tj. ruskie władze oraz polskie doskonale o tym wiedzą, a skoro te ostatnie nie wszczynają alarmu (nie stawiają polskich wojsk w stan pogotowia, nie interweniują w Sojuszu Północnoatlantyckim), to znaczy, że jakiś współudział w tym zamachu mają. Przyjmując taki punkt widzenia, zakładamy, że  w zbrodni brały udział (przynajmniej) dwie z wymienionych wyżej stron, toteż w ich interesie jest całkowite zatuszowanie sprawy.

 
Tym samym nieudzielanie pomocy, niewszczynanie poszukiwań osób zaginionych, niepilnowanie miejsca wypadku, dezinformacja, mataczenie etc., to logiczne i naturalne konsekwencje wynikające z konieczności takiego pokierowania „badaniami i śledztwem”, by prawda o zamachu nie wyszła na jaw. Jeśli poza tym do dyspozycji ma się ręcznie sterowane grupy specjalistów (w neo-ZSSR to nie nowość, w neopeerelu, jak się okazuje, też), to taka taktyka wydaje się zupełnie bezpieczna z perspektywy kooperantów zbrodni, może bowiem doprowadzić do pozornego wyjaśnienia wypadku i rychłego zamknięcia śledztwa (byliśmy tego świadkami w przypadku prac ruskiej „komisji MAK”, która błyskawicznie ustaliła „przyczyny katastrofy” - oraz w przypadku prac neopeerelowskiej „komisji Millera”, która powtórzyła z rozmaitymi drobnymi dodatkami to, co stwierdzili moskiewscy „badacze”).

 
Przyjmując jednak hipotezę zamachu na Siewiernym, stajemy przed koniecznością wyjaśnienia tego, 1) jak wygląda pobojowisko  i szczątki na nim leżące, 2) jakie były  relacje świadków, co z nich da się wywnioskować oraz 3) czy istnieją dowody przeprowadzenia zamachu właśnie tam. Sprawa ta jest o tyle trudna, że
 
a) schemat rozkładu szczątków jest taki, jakby samolot awaryjnie, twardo przyziemiał, natomiast
 
b)  stan zniszczeń taki, jakby samolot uległ totalnej destrukcji za pomocą jakichś niesamowitych środków wybuchowych (rozproszkowane części, brak kokpitu i sporej partii kadłuba), przy czym
 
c) na częściach wraku nie ma śladów ognia ani śladów po koziołkowaniu fragmentów samolotu  (zabłoconych części, roślinności, korzeni i gałęzi oblepiających szczątki) zaś niektóre części (kawałki skrzydeł) stoją niemal pionowo oparte o krzaki, co wydaje się ułożeniem mało prawdopodobnym po eksplozji,
 
d) na pobojowisku nie widać setki foteli oraz rzeczy i ciał rozrzuconych jak po (ewentualnej) eksplozji,
 
e) istnieją relacje (nie tylko polskich świadków)  o braku ciał na pobojowisku oraz o braku odgłosu wybuchu oraz rumoru spadającej kilkudziesięciotonowej maszyny (co do tego ostatniego por. wypowiedź (czekającego na Siewiernym) Połtawczenki na wieczornej konferencji z 10 Kwietnia z udziałem Putina: „Практически мы не слышали даже, как самолет приближался, не слышали шума двигателя. Потом - удар, странные звуки, не характерные для крушения.” („Praktycznie  nie słyszeliśmy nawet zbliżania się samolotu ani szumu silników. Potem uderzenie, dziwne  dźwięki, nietypowe dla rozbicia się (samolotu)”);http://premier.gov.ru/events/news/10179/),
 
f)  brak jakiegokolwiek fotograficznego śladu zamachu na Siewiernym  (zdjęcia wysadzanego samolotu, filmiku z lecącym i wybuchającym nad Siewiernym tupolewem itd.), co jak na kilkusettysięczne miasto, w którym ludzie mają i aparaty, i komórki, i kamery, wydaje się dość zagadkowe. (Nawiasem mówiąc brak też jest jakichkolwiek zdjęć z przylotu polskiego tupolewa nawet, jeśliby się przyjęło ruską narrację z wypadkiem na Siewiernym).

 
Wyjaśnienie inne od dotychczasowych (a więc nr 6) niezrealizowania 21 w/w punktów może być też takie: nie było żadnego wypadku ani zamachu na Siewiernym. Polska delegacja została skierowana na inne lotnisko, a jakie były jej dalsze losy (czy na tym lotnisku została zaatakowana, czy też usiłowała uciekać przed zbrodniarzami i została zaatakowana później), to kwestia do ustalenia w osobnym śledztwie,  odrzucającym w punkcie wyjścia całą kremlowską opowieść o tragedii z 10 Kwietnia. Na Siewiernym zaś urządzono mistyfikację katastrofy oraz miejsca powypadkowego po to, by stworzyć zupełnie fałszywy obraz zdarzenia i by ukryć prawdę o rzeczywistej, dokonanej z zimną krwią, zbrodni.

 
Takie (6) postawienie sprawy całkowicie zmienia postać rzeczy. W ten bowiem sposób – tj.  jeślibyśmy przyjęli, że do żadnego wypadku z udziałem polskiej delegacji prezydenckiej na Siewiernym nie doszło – uzyskujemy jasne, klarowne i pełne wyjaśnienie nie tylko tego, dlaczego władze polskie nie zrealizowały w pierwszych godzinach tych w/w 21 punktów, ale też i tego, dlaczego ruskie władze, dysponując przecież wyspecjalizowanymi i świetnie wyposażonymi jednostkami MCzS (zaprawionymi w działaniach w przypadku pożarów, katastrof etc.), zachowywały się, jakby... do żadnego lotniczego wypadku tam nie doszło.
 
 
Nawet bowiem polskie oficjalne instytucje, takie jak prokuratura wojskowa i „komisja Millera” (sytuujące się jak najdalej od „hipotez zamachowych” oraz „teorii spiskowych”), zauważały w dokumencie, który nazwano skrótowo  „Polskie  uwagi do raportu MAK” (http://freeyourmind.salon24.pl/345616,uwagi-do-uwag), że:  nie ma dokumentacji dotyczącej przebiegu akcji straży pożarnej oraz akcji służb medycznych. Zwracano też uwagę na zupełnie zdumiewającą, jak na skalę wydarzenia, opieszałość przylotniskowej straży oraz wysyłanie na „miejsce wypadku” jednego wozu strażackiego... z lotniska Jużnyj, tj. z drugiego końca miasta, który to wóz przybył po... 44 minutach (dodajmy, że pierwszy wóz straży pojawić się miał 15 minut (!) po „wypadku”, zaś pierwsza z siedmiu karetka pogotowia... 29 minut po „wypadku”, w sytuacji, gdy szpital wojskowy w Smoleńsku mieści się przy - nieodległej od północnego lotniska - ul. Frunze).

 
W ramach hipotezy mówiącej o zamachu na Siewiernym (wyjaśnienie 5) całą tę postawioną na głowie akcję z przedziwnymi zachowaniami straży pożarnej oraz służb medycznych tłumaczy się zwykle tym właśnie, że opóźniano te działania, ponieważ doszło do zamachu, a w związku z tym poszkodowanym osobom nie chciano udzielić pomocy. Wyjaśnienie jednak może być o wiele prostsze (dość szybko przecież świadkowie dotarli na „miejsce wypadku” i mogli obserwować dalszy przebieg działań ruskich służb): nie urządzono natychmiastowej i spektakularnej akcji poszukiwawczo-ratowniczej i przeciwpożarowej z udziałem helikopterów MCzS itd. (wysyłanie niemrawej straży, która grzęźnie w błocie, a potem ślamazarnie polewa pobojowisko),
 
t
 
bo nie doszło na Siewiernym do żadnego wypadku i tam zwyczajnie brakowało wielu ciał ofiar. Trudno byłoby oczekiwać od lekarzy, by dokonywali oględzin miejsca wypadku, na którym nie ma ani rannych, ani zwłok.

 
Te ciała, jak wiemy z relacji świadków, jednak się potem pojawiły, z czego można wnioskować, że zostały dowiezione z innego miejsca (z tego, w którym wg wyjaśnienia nr 6 dokonano ataku na polską delegację). Mogły te ciała dowieźć wozy strażackie (dziwny pakunek przypominający zwłoki dźwigany jest na tzw. 3 filmiku ze Smoleńska, autorstwa I. Fomina (http://centralaantykomunizmu.blogspot.com/2011/06/co-oni-wyciagaja.html))
 
Fomin
 
i wozy MCzS (jak ten stojący w tzw. „strefie zero”, a uwieczniony na migawkach polskiego operatora R. Sępa towarzyszącego P. Kraśce (http://centralaantykomunizmu.blogspot.com/2011/03/tvp-info-10iv-od-940.html),
 
Sęp
 
których to przedstawicieli polskich mediów, tak jak i innych dziennikarzy, nie wpuszczono z kamerą na pobojowisko). Uwagę dodatkowo zwracają  sprzeczne relacje przedstawicielek służb medycznych: jedne mówią, że były szczątki, a nie całe ciała – inne zaś twierdzą, że w ciągu 15 minut doliczyły się ok. 90 ciał (http://centralaantykomunizmu.blogspot.com/2011/04/2-akcje-ratunkowe.html).

 
Przede wszystkim jednak blisko setki ciał nie widzieli polscy świadkowie przybyli na „miejscu wypadku” (ambasador J. Bahr nie widział ciał w ogóle, M. Wierzchowski mówi o kilku ciałach, J. Sasin wspomina o kilku do kilkunastu). Nie ma żadnych zdjęć ani migawek dokumentujących (jak to zwykle bywa przy katastrofach) wynoszenie zwłok w czarnych workach. 10 Kwietnia wydarzyło się wszak coś absolutnie bezprecedensowego, jeśli chodzi o akcje powypadkowe, Ruscy bowiem zwieźli ciężarówkami na „miejsce katastrofy” kolorowe trumny, z pomocą których, jak twierdzono oficjalnie, wynoszono ciała zabitych. A może wwożono?

 
Jeśli kogoś, kto twardo obstaje przy wyjaśnieniu nr 5, ten powyższy sposób rozumowania nie zadowala, to powinien (ten ktoś) umieć sobie wyjaśnić nie tylko kwestie budzące wątpliwości (wygląd pobojowiska, stan wraku, stan ciał większości ofiar niewspółmierny do „masakrycznej” skali katastrofy, „cudowne ocalenie” wielu kosztownych rzeczy spośród przedmiotów wiezionych przez pasażerów, brak dowodów itp.), ale także to, dlaczego, skoro by doszło do zamachu, nie było pożaru ani spektakularnej akcji ratunkowej z udziałem dziesiątek ludzi i najlepszego sprzętu? Gdyby zaplanowano zamach i wybuch właśnie na Siewiernym (pomijam już teraz kwestie huku, rumoru oraz np. stłuczenia się szyb w okolicznych budynkach), to zaplanowano by też „osłonową” akcję ratunkową, pokazującą, jak nieludzko się Ruscy starają, by wydobyć ciała ofiar „po wypadku prezydenckiego samolotu”. Byłyby migawki z helikopterami lejącymi wodą, z ratownikami wynoszącymi zwłoki w workach z płonącego kadłuba, wstrząsające i zarazem pełne podziwu dla ruskiej ofiarności komentarze dziennikarzy relacjonujących na żywo itd.

 
Ktoś może powiedzieć, że Ruskom się już nie chciało urządzać takiej akcji osłonowej, bo wystarczyło im w zupełności sprawne i szybkie otoczenie miejsca przez mundurowych oraz niedopuszczenie dziennikarzy zbyt blisko pobojowiska. Ruscy (kontynuować mógłby ten ktoś) kontrolowali sytuację, więc nie musieli bawić się w jakieś dodatkowe widowisko przeciwpożarowo-medyczne, bo wiedzieli, że najważniejsze jest odpowiednie zobrazowanie zdarzenia, czyli pokierowanie propagandowym, dezinformacyjnym przekazem w masowych mediach, no i dobranie właściwych ludzi do oficjalnego „śledztwa”.

 
W tym jednak problem, że właśnie na poziomie obrazowania zdarzenia cała historia zaczęła się od razu rozłazić, a więc  Ruscy wcale takiej pełnej kontroli nad sytuacją nie mieli. To był zresztą powód, dla którego właśnie dziennikarzy trzymali na spory dystans. Spowodowało to, że nie pojawiły się zdjęcia ciał ofiar. Nie tylko więc były relacje świadków, mówiące o braku ciał (lub ich znikomej liczbie), ale też nie pojawiały się w mediach żadne dokumenty pokazujące zwłoki na pobojowisku (abstrahuję od jakichś podejrzanych zupełnie, ruskich wrzutek, na których nie wiadomo było do końca kto jest pokazany, co ani kto całość zmontował (http://freeyourmind.salon24.pl/217251,makabryczny-fotomontaz)).

 
Zaczęły się więc „akrobacje propagandowe” i osobliwości ze zwłokami na pobojowisku tłumaczono tym, że „we wraku” była „kula ciał”. Oczywiście zdjęcia tejże mitycznej kuli, widzianej ponoć na własne głazy przez ruskiego strażaka, nigdzie nie opublikowano, ale sam obraz na pewno przemawiał do niejednej wyobraźni. Kłóciło się to wprawdzie z 1) tą opowieścią pracownic pogotowia, które na pobojowisku doliczyły się ok. 90 ciał, a nic o żadnej kuli nie wspomniały, 2) relacjami osób, które były przy wstępnej identyfikacji oraz przy identyfikacjach w Moskwie, że ciała były zabłocone – kłóciło się to także z faktem, że zwykle fotele należą do najlepiej przymocowanych elementów wyposażenia kabiny samolotu i potrafią nawet przetrwać więcej niż kadłub (http://freeyourmind.salon24.pl/310086,z-punktu-widzenia-strazaka-smolenskiego), ale nikt się tym nie przejmował. Podobnie było z opowieściami o „dzwonieniu komórek na pobojowisku”.

 
Te makabryczne (i znowu „strażackie”) opowieści, takie jak te o „dzwonieniu komórek na pobojowisku” (http://centralaantykomunizmu.blogspot.com/2011/02/telefony.html) (powielane potem choćby przez Sasina, który w zakłamanym do szczętu, ruskim filmie propagandowym „Syndrom katyński” opowiadał z powagą o tym, że telefony dzwoniły podczas wynoszenia ciał ofiar, choć przecież nie było go przy tym „wynoszeniu”!) oprócz swojej funkcji propagandowej (wzmacniającej moskiewską narrację) dowodziły, iż Ruscy improwizują, tj. na bieżąco „doklejają”, „łatają” swoją opowieść o zdarzeniu, bo zdają sobie sprawę, że z ich puzzli powstają różne obrazki, a nie jeden.

 
Niby bowiem przerażająca masakra, „lądowanie w położeniu plecowym” i w ciągu paru sekund totalne zniszczenie samolotu i pokiereszowanie ciał ofiar – z drugiej ekspresowa (jak na takie okoliczności wypadku) operacja znalezienia, wydobycia i przewiezienia ciał tychże ofiar do moskiewskiej kostnicy. Już 10-go Kwietnia wieczorem media ogłaszają, że wszystkie ciała zostały przetransportowane, przecież. Wprawdzie potem narracja się „cofnie” i nagle zaczną być odnajdywane „następne ciała” na pobojowisku, ale z relacji przedstawicieli „komisji Millera”, którzy nazajutrz po „katastrofie” mogli rozpocząć (trwające „cały dzień, do nocy”) prace na pobojowisku, wiemy, że NIE widzieli oni tam już żadnych zwłok. Jeśliby więc była taka masakra, jak to głoszono, to sam proces odnajdywania (na miejscu lotniczego wypadku) ciał i kompletowania zwłok trwałby przynajmniej kilka dni, a przy tym wymagałby wyjątkowo delikatnych prac, jeśli chodzi o przestawianie części wraku. Na pewno też nie mogłoby być mowy o wjeżdżaniu na takie pobojowisko ciężkich aut, dźwigów, gruzawików etc. Jak zatem możliwa była tak ekspresowa akcja ze znalezieniem i przewiezieniem ciał? Tak, że do wypadku na Siewiernym nie doszło, zaś ciała ofiar przewieziono z innego miejsca. Ilu ciał użyto następnie do inscenizacji wypadku, to rzecz do zbadania w czasie dalszych przesłuchań świadków oraz analizy dokumentacji z Siewiernego, sporządzanej ponoć przez polskich borowców.

 
Na koniec powiem tak, powołując się na tekst, w którym już tę sprawę szerzej omawiałem (chodzi o mój artykuł „Klamra katyńska” (http://polis2008.pl/index.php?option=com_content&view=article&id=906:klamra-katyska-lub-rejon-smoleskaq&catid=353:dzielnica-publicystow&Itemid=346)): makabryczna inscenizacja na Siewiernym to nie żaden cyrk – to na zimno przeprowadzona akcja mająca ukierunkować uwagę i mediów, i opinii publicznej na  fikcyjne miejsce wypadku, a zarazem odwieźć nas wszystkich od poszukiwań rzeczywistego miejsca tragedii. W tym więc względzie należy ją analizować jako szereg przestępczych działań zmierzających do ukrycia faktycznego przebiegu i autentycznego miejsca zbrodni.

 

 

 

 

 
(powyższy tekst jest fragmentem mojej książki; jednym z początkowych jej rozdziałów)

fymreport.polis2008.pl 65,2 MB 88 MB FYM blog legendarne dialogi piwniczne ludzi zapiwniczonych w Irlandii 2 yurigagarin@op.pl (before you read me you gotta learn how to see me) free your mind and the rest will follow, be colorblind, don't be so shallow "bot, który się postom nie kłania" [Docent Stopczyk] "FYM, to wesoły emeryt, który już nic, ale to absolutnie nic nie musi już robić" [partyzant] "Bot FYM, tak jak kilka innych botów namierza posty i wpisy "z układu" i daje im odpór" [falstafik] "Czy robi to w nocy? W takim razie – kiedy śpi? Bo jeśli FYM od rana do późnej nocy non-stop tkwi przy komputerze, a w godzinach ciszy nocnej zapewne przygotowuje sobie kolejne wpisy, to kiedy na przykład spożywa strawę?" [Sadurski] "Ale teraz zadam Sadurskiemu pytanie: Załóżmy, że "wyśledzi" pan w przyszłości jeszcze kilku FYM-ów, a któryś odpowie prostolinijnie, że jest inwalidą i jedyną jego radością (z przyczyn wiadomych) jest pisanie w S24, to czy pan będzie domagał się dowodów,czy uwierzy na słowo?" [osa 1230] "Zagrożenia dla pluralizmu w ramach Salonu widzę w tym, że niektórzy blogerzy - w tym właśnie FYM - wypraszają ludzi, z którymi się nie zgadzają. A zatem dojdzie do "bałkanizacji" Salonu: każdy będzie otoczony swoją grupką zwolennikow, ale nie będzie realnej dyskusji w ramach poszczególnych blogów. Myślę, że nie daję przykładu takiego wykluczania." [Sadurski] "Już nawet nie warto tego bełkotu czytać, spod jednego buta i z jednego biura. Na fanatyków i pałkarzy lekarstwa nie ma."[Igła] "FYM już kupił S24 swoim pisaniem, jest teraz jego twarzą. Po okresie Galby i katatyny nastąpił czas dziennikarzy "Gazety Polskiej". Ten przechył i stalinopodobne teorie spiskowe, jakie się wylewają z jego bloga oraz innych mu podpbnych - przyciągają do Salonu nastepnych i następnych. Tu już od dawna nie zależy nikomu na rzetelności i klasie pisania - lecz na tym, aby było klikanie, aby było głośno i kontrowejsyjnie. Promowanie takich ludzi jak FYM i Paliwoda - jest całkowicie jednoznaczne."[Azrael] "Ale jaki jest problem?"[Kwaśniewski] kwestia archiwów IPN-u Janke: "Nigdy nie mówiliście o pełnym otwarciu?" Komorowski: Co to znaczy otwarcie?" "Trudno zrozumieć, jak można ogłupić społeczeństwo. Dlaczego tylu ludzi ośmiela się nazywać zdrajcą Wojciecha Jaruzelskiego. (Edmund Twardowski, Warszawa) " [tzw. listy czytelników do "Trybuny"] "Z przykrością stwierdzam, że prezydent nie przedstawił żadnych propozycji ws. służby zdrowia" [Tusk] "Niewidzialna ręka rynku, jak sama nazwa wskazuje, jest ślepa." [ekspert w radiowej audycji prowadzonej przez R. Bugaja] "Mamy otwarte granice, miejmy też otwarte umysły. Jasna Góra horyzontów rządowi i parlamentarzystom nie rozszerzy. (S. Barbarska, woj. wielkopolskie) " [tzw. czytelniczka "Trybuny"]

Nowości od blogera

Inne tematy w dziale Polityka